Ads 468x60px

wtorek, 10 stycznia 2012

Orson Scott Card "Tropiciel"

Tytuł: Tropiciel (Pathfinder)
Autor: Orson Scott Card
Wydawca: Prószyński i S-ka
Miejsce wydania: Warszawa
Data wydania: 28 czerwca 2011
Liczba stron: 512

Do tego pisarza mam szczególny sentyment (ach, ta "Gra Endera"...), z tym mocniejszym biciem serca przystąpiłam do lektury jego najnowszej powieści, będącej początkiem nowego cyklu. 
I tu, nie inaczej niż w "Grze...", głównym bohaterem jest dziecko, ba, nastolatek. Oczywiście to dziecko niezwykłe, posiadające wyjątkowe, magiczne umiejętności: Rigg potrafi dostrzec ścieżki, którymi podążały żywe istoty w przeszłości, umie nie tylko je śledzić, ale rozróżnić i rozpoznać, do kogo należały. Czy to magia? Być może. W całkowitej sprzeczności do kreowanego przez pisarza świata Rigga stoją wstawki rodem z rasowej space opery, po kawałeczku wprowadzające czytelnika w tajemnice tego świata. Rigg już na pierwszych stronach książki w dramatyczny sposób traci ojca i podejmuje ryzykowną wyprawę, by dotrzeć do swych korzeni i w efekcie odmienić los całej ludzkości. 
Elementy fantasy, z których początkowo utkana była wizja tego świata, przeplatają się z wątkami czysto sf, w naukowy sposób wyjaśniające jego zręby. Ciekawa to mieszanka, intrygująca i satysfakcjonująca, a powstała rzeczywistość mimo paradoksów czasowych (wyjaśnionych przez autora w posłowiu), sprawia wrażenie konsekwentnej.
Jest w tej książce kilka irytujących drobiazgów, wśród nich sama postać Rigga, która momentami była daleka od wszelkich prawideł prawdopodobieństwa. Chłopak, wychowany tylko przez "ojca" w dzikich ostępach, z rzadka posiadający kontakty ze społecznością, posiada zadziwiające kompetencje socjalne, potrafi się znaleźć w najbardziej wymagających sytuacjach i elitarnych środowiskach... Mocno naciągane. Jego przemądrzałość i afektacja prowadzi do sztucznych i w efekcie nudnych dialogów z rówieśnikiem. Podobnie nużące są stronicowe dywagacje na temat skoków w czasie. Ale to jedyne minusy te książki. Mimo tych wad, powieść potrafi utrzymać w napięciu i sprawia, że ma się apetyt na więcej. I oto chodzi. 
Miłym zaskoczeniem jest tłumaczenie, rzetelne, sprawnie wykonane, w większości pozbawione wybojów i wykrotów, pozwalające na spokojne skoncentrowanie się na lekturze, co nie jest bynajmniej oczywiste, zwłaszcza w przypadku tego wydawnictwa, które ostatnimi czasy uraczyło czytelników kilkoma gniotami. W sumie: niezły start nowej serii! Z apetytem czekam na kolejne tomy.
Moja ocena: 4/5.

0 komentarzy:

Prześlij komentarz